Cecilia Sophia Anna Maria Kalogeropoulou – MARIA MENEGHINI CALLAS
Podróż minęła jej spokojnie. Kilka osób poprosiło o autograf, ale zważając na okoliczności (wszak nie znajdowali się w La Scali, tylko w pociągu relacji Mediolan-Paryż), podpisy składała na biletach, bądź w podróżnych notesach wielbicieli. Kiedy pociąg stanął na Gare du Nord, spokojnie doczekała wyjścia ostatniego pasażera i otulając się czarnym, długim futrem ruszyła ich śladem. Mężczyzna, na oko koło pięćdziesiątego roku życia, w filcowym, szarym, eleganckim kapeluszu i długim, zimowym płaszczu podał jej rękę, kiedy w nieodpowiednich na tę porę roku srebrnoszarych szpilkach ukazała się w drzwiach wagonu, a ona ostrożnie zeszła po stopniach na lekko zaśnieżony peron.
Delikatnie przechylając głowę, jak mały ptaszek, niepewny konsekwencji spotkania z nieznajomym, obdarzyła go tajemniczym uśmiechem, ale po chwili okręciła się wokół własnej osi, sprawnie, jak modelka, która prezentuje wyjątkowy strój. Rozchyliła przy tym poły ciepłego okrycia i oczom mężczyzny ukazała się jej kremowa, kaszmirowa suknia, lekko przewiązana paskiem w smukłej talii. Suknia sięgała nieco powyżej kostek i jej linia doskonale współgrała z długością futra.
Mężczyzna wręczył Marii niewielki bukiet bladożółtych anemonów i już w tym momencie żałował, że nie zamówił ogromnego kosza szkarłatnych róż. Kiedy spontanicznie przytuliła się do niego i pocałowała w policzek, zastanawiał się właśnie, jak zdobyć serce tej pięknej, utalentowanej, prawie o połowę młodszej od niego kobiety i nie stracić głowy. W tej chwili na pewno ją stracił, ale starał się trzymać fason i kiedy odwzajemnił całusa, odwrócił się i skinął na bagażowego.
Jej migdałowe, sarnie oczy patrzyły z podziwem, jak organizuje rozładunek sześciu ogromnych waliz i kiedy tragarz odjechał skrzypiącym wózkiem w stronę parkingu, wzięła swego przyjaciela pod rękę i przytuliła jak kotka, która pragnie pieszczot. Mężczyzna delikatnie ujął wiotką dłoń i pochylił się nad nią w delikatnym pocałunku. Nadpalone nieco, kubańskie cygaro marki Habana Tobacco położył na brzegu wielkiej żeliwnej popielnicy, pozwalając mu zgasnąć lub trafić w ręce dworcowego śmieciarza. Maria uśmiechnęła się po raz drugi.