DZIEWIĘĆ SZUFLADEK
Gdybym tylko mogła, do każdej z nich włożyłabym jedno wspomnienie.
Do pierwszej schowam zdjęcie mamy, która stoi z wózkiem pod ogromnym, parkowym berberysem. Do tego dodam koronkowy kołnierzyk i duże, przeciwsłoneczne okulary.
Drugą szufladkę zasiedli mój pamiętnik, ten pierwszy, kiedy płakałam po nocach i pisałam pod kołdrą, przyświecając sobie latarką.
W trzeciej zamieszka stary, mosiężny klucz.
Czwarta skryje okruszki dnia codziennego i kilka kropel deszczu.
Jeśli chodzi o piątą - zostanie pusta. Jakoś nie lubię tej cyfry.
Szóstka za to wydaje się O.K. Położę w niej grube, wełniane skarpety. Strasznie drapią.
Co do siódmej, ciężko się zdecydować. Może ulubione wieczne pióro ze złotą stalówką albo moje ołówki. Chociaż nie wiem, mam ich tyle, że pewnie się nie zmieszczą.
W szufladzie numer osiem ukryję tego motyla, który zasnął na moim oknie tuż przed zimą, a wiosną się nie obudził.
W dziewiątej rozsypię perły, żeby każda z nich (kiedy wysunę szufladę) grzechotała, turlając się we wszystkie strony, dając mi znać, że nowy dzień jest wspomnieniem poprzedniego i tak już będzie do końca.