"Protektor" - fragment
" – Ciągle ktoś o coś walczy, docieka, bada. Szkoda, że nie mają pojęcia o zbędności ich doświadczeń. No cóż, chociaż pewna grupa japońskich fizyków próbuje dostarczyć światu dowody, że jest on zaledwie holograficzną projekcją, zostają one natychmiast obalane przez pozostałych naukowców zajmujących się tematem. Według ich teorii ten matematycznie skomplikowany świat strun, istniejący w dziewięciu wymiarach przestrzeni i dziesiątym, jakim jest czas, mógłby wystąpić jedynie jako hologram, a wszystko występowałoby w płaskim kosmosie bez udziału grawitacji. – Prezydent jak zwykle popisywał się wiedzą.
– Myślisz, że to mrzonki? – Protektor przysunął fotel bliżej biurka. – Mógłbym cię przekonać, że to, co powiedziałeś ma sens. Ale jak to mówią inni: nie przekonasz przekonanego.
– Dlaczego nie? Jestem otwarty na nowinki technologiczne i nie mam oporów przed sprawdzaniem ich osobiście. Proszę bardzo, zademonstruj swoje osiągnięcia.
– Do tego potrzebne są bose nogi, panie prezydencie. Czy jest pan gotowy na takie wyzwanie?
Ciemnobordowe skarpety wylądowały obok idealnie wypastowanych oxfordów. Podwinięcie nogawek zajęło chwilę i zaczęła się prezentacja. Morze rozbiło się o kamień, rozpryskując drobinki wody.
– Proszę podejść. Można zamknąć oczy, ale i tak trudno będzie uwierzyć.
– Złudzenie absolutne. Nawet ciepły piasek przesypuje się między palcami, a chłodna woda dokładnie obmywa stopy. Zadziwiające. Fakt. Gdybym nie widział, nigdy bym w to nie uwierzył. Ciekawi mnie nie tyle hologram, co sposób, w jaki przekazywane są pozostałe złudzenia. Czuję ciepło i to, że woda jest mokra.
– Może to sprawka wzroku? Nasz mózg zapamiętuje wszystkie doznania, pewnie dlatego łatwo mu coś zasugerować. Zamknij oczy.
– Jest dokładnie tak samo. Moja wiedza nie sięga jednak tak daleko – przyznał się bez cienia zażenowania. – Wyobraź sobie, jaka potężna byłaby nasza armia, gdyby tylko jej liczebność decydowała o zwycięstwie. Te czasy jednak już minęły. Masz coś jeszcze? Może z morza wyłoni się jakaś syrena? – fantazjował. Znali się z czasów szkolnych i żadne tematy nie były w ich rozmowach zakazane. Wręcz przeciwnie. Lubili te spotkania, będące odskocznią od oficjalnych, nadętych konferencji, wizyt czy wywiadów. Czasem się nawet wygłupiali, wspominając studia na prestiżowym Harvardzie i dawnych kolegów rozsianych po całym świecie.
– To na razie tyle. – Projekcja zniknęła, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. – Może Luwr? Która sala? – Ciężkie obrazy zawisły na ścianach, a tłum zwiedzających z całego świata przesuwał się leniwie między nimi. Starszej kobiecie upadły słuchawki. Protektor podszedł i podał z szarmanckim ukłonem.
– Merci – włożyła je z powrotem za ucho i przeszła do kolejnej sali. Szum morza zastąpiły dźwięki delikatnej muzyki, a prezydent udał się w stronę pozostawionych przy biurku butów, odciskając na posadzce mokre ślady stóp. Z odwijanych nogawek spodni wysypał się piasek.
– Ręcznik? – zaśmiał się Protektor.
– Tego już za wiele. Musisz mi natychmiast wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi. To żart? Z prezydenta nie wolno się naśmiewać. – Stanął twarzą w twarz z przyjacielem.
– Zobaczmy w takim razie coś jeszcze. – Włączył podgląd z kamery przed Białym Domem. Pozornie dzień jak co dzień. W Rose Garden ogrodnik przycinał kwiaty. – Co mu pokazać?
– No nie, to możliwe? Jeżeli mogę prosić, to nie strasz staruszka.
– Dobra, to dodajmy trochę kwiatów. – Z tyłu, za plecami schylonego mężczyzny pojawiło się kilka ogromnych krzewów czerwonych róż, wyrastających prosto ze ścieżki. Kiedy ogrodnik odwrócił się, żeby odłożyć sekator do skrzynki, jego mina wystarczyła za odpowiedź. Otwarta buzia i drżące ręce przekonały prezydenta o możliwościach systemu.
– Wyłącz. Naprawdę wygląda na przerażonego. – Mimo wszystko zachichotał.
Róże zniknęły, a mężczyzna podreptał w stronę budynku, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– A czy to się nagrało? Chodzi mi o nasze wewnętrzne kamery.
– Niestety tak. Ale nawet jak to zobaczą, wezmą to najwyżej za hakerski żart dzieciaków – oznajmił Protektor, popijając piwo z wysokiej szklanki.
– Bo tak właśnie było. – Tym razem roześmiali się obaj tak głośno, że zaniepokojony hałasem bodyguard dyskretnie zajrzał przez szparę w drzwiach. Prezydent popatrzył na Protektora z sentymentem.
– Niech się jeszcze trochę pobawi, jeszcze trochę – pomyślał."
Jola Czemiel, PROTEKTOR