Klucz

Przy stole w wytwornej restauracji zasiadło sześć osób: Halinka, rzutka bizneswoman ze swoim bezpłciowym małżonkiem Kazimierzem, Hanka, studentka filozofii z chłopakiem (koleżanki) Andrzejem oraz Krzysztof, pisarz powieści science fiction, z mamusią Barbarą.

Spaghetti okraszone truflami i polane obficie oliwą extra vergin z pierwszego tłoczenia dymiło na talerzach, więc po toaście (częściowo nieudanym) wszyscy chwycili za łyżki i widelce, i właśnie wtedy, kiedy pierwszy makaron znikał w ustach Halinki, zassany z jej tylko właściwym impetem, Andrzej rzucił od niechcenia:

- Czy wiecie, jak schować klucz do szuflady tuż przed jej zamknięciem?

Towarzystwo zastygło. Widelce sterczały w połowie drogi do ust, nie chcąc popełnić faux pas. Nie da się przecież odpowiedzieć z pełnymi ustami.

Halinka przełknęła intensywnie pierwszy kęs.

- To proste. Wkładamy klucz do szuflady, zasuwamy i zamykamy drugim kluczem - roześmiała się z dowcipu. Kazimierz zawtórował, ale odważył się dzisiaj mieć własne zdanie.

- Uważam, - zawahał się i spojrzał na czubek własnego nosa - że trzeba to po prostu zrobić bardzo szybko.

- Ach, to takie proste - uśmiechnęła się Hanka. - Odpowiedzi na pytanie, czy jest to możliwe, dostarczyć może nam zgłębienie najpopularniejszych zagadnień z zakresu teorii względności i mechaniki kwantowej. Omówmy zatem paradoks kota Schrödingera i teorię wieloświatów Hugh Everetta. Wyjaśnię Państwu również, czy trzepot skrzydeł motyla jest odpowiedzialny za powstawanie tornad, a także czy dobra krawcowa będzie w stanie zaszyć czarną dziurę…

Wszyscy na moment wrócili do spaghetti.

- A ja bym to zrobił inaczej - odezwał się Krzysztof, kiedy Hanka łapała powietrze po kolejnym zdaniu. - Zamknąłbym szufladę od środka.

Nikt nie zaprotestował, ale przy stole zapadła niezręczna cisza przerywana od czasu do czasu czkawką Halinki.

- To masz już temat na następną książkę - domyśliła się Barbara i ostentacyjnie westchnęła. - Znowu z wakacji nitki.

- Chyba nici, mamo.

- No przecież mówię.

Jola Czemiel