Wiosna idzie
Po parapecie skakała mucha. Tak, skakała. Nie drobiła małymi odnóżami, nie podfruwała na kryształowych skrzydełkach. Skakała.Wyglądała jak mała czarna żabka i zdawało mi się, że jest zagubiona. Jej ruchy nie były precyzyjne. Miotała się w różnych kierunkach, aż w końcu zeskoczyła na biurko.
Obserwowałam jej poczynania, wygodnie rozparta w fotelu. Żabka-muszka się zatrzymała. Zastygła z jakiegoś powodu i zaczęło mnie to irytować. Nie mogłam jej wypuścić przez okno, bo obawiałam się, że nie umie latać, choć jej ażurowe skrzydełka widziałam nawet bez okularów. Do stawu też jej nie wpuszczę, bo to, że skacze jak żaba, nie oznacza wcale umiejętności pływania.
- Hmm… I co mam z Tobą zrobić? - odezwałam się nagle, co zapewne zaskoczyło mnie nie mniej niż ją.
Zaczęła znowu skakać. Okrążyła biurko i wskoczyła na klawiaturę.
- Fuj - usłyszałam swój głos. - Złaź stąd. Nie lubię much, które łażą po moim biurku.
Podskoczyła. Przeskakiwała z litery na literę, a kiedy kliknęła spację, na ekranie pojawiło się pierwsze słowo.
- Głupia.
- Sama jesteś głupia - odburknęłam i rozejrzałam się za czymś, czym mogłabym ją pacnąć.
- No, walnij! - napisała.
Trochę mnie zbiła z pantałyku, ale nadal chciałam się jej pozbyć.
- Jak zechcę, to walnę - oznajmiłam i ta moja deklaracja wydała mi się strasznie głupia.
- Mówiłam, że głupia - odpisała mucha.
Jola Czemiel