Skryba i Ja

Bardzo brzydkie kaczątko albo rozterki wiejskiego listonosza.

. 2 min czytania . Written by Jolanta Czemiel
Bardzo brzydkie kaczątko albo rozterki wiejskiego listonosza.

Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie, ale wiadomo, że ta historia zdarzyła się pewnej dziewczynie. Nie była ani ładna, ani brzydka, ot, zwykły podrostek, który w czasie nieobecności rodziców krzątał się po gospodarstwie. Kilka piegów, włosy zebrane w kucyk na czubku głowy, luźne, beżowe spodnie na gumce i szeroka tunika w podobnym kolorze zdobiły zwykle jej dziewczęce ciało i było jej z tym dobrze.

Dom, w którym mieszkała stał na skraju mało uczęszczanej drogi i nawet listonosz zbierał listy, żeby je dostarczyć raz w miesiącu pod pretekstem choroby, zapomnienia lub innych arcyważnych spraw jak na przykład gra do białego rana z kumplami w pokera. Nigdy listu nie zgubił, więc dziewczyna pretensji do niego nie miała.

Pewnego upalnego popołudnia rower listonosza zaskrzypiał przy furtce, potem skrzypnęła sama furtka, ale nikt nie wybiegł na jego spotkanie. Po prostu dziewczyna nie oczekiwała tego dnia ani listu, ani nawet listonosza i kąpała się w niewielkim stawie za domem, nieświadoma, że przez zielone szuwary ktoś ją właśnie podgląda.

Listonosz przysłonił mocniej oczy daszkiem służbowej czapki, bowiem to, co zobaczył nie mieściło się nigdy nawet w jego listonoszce. W stawie pływała naga piękność. Najpierw przyglądał się z zażenowaniem, nerwowo pocierał czoło, drapał się za uchem, ale kiedy przestraszył się, że zostanie odkryty, legł w trzcinach, nie zważając nawet na to, że staranie wyprasowany tego ranka służbowy uniform coraz intensywniej zmienia kolor z błękitnego na ciemnoniebieski. Nawet odpowiadała mu temperatura wody, która skutecznie chłodziła jego ciało, ale nie serce. Serce paliło jak popołudniowe słońce, które jeszcze wisiało wysoko nad horyzontem i dlatego zanurzał się w przyjemną toń coraz głębiej i głębiej.

Nagle dziewczyna wyszła z wody i usiadła na pasiastym, nieco już wypłowiałym leżaku. Listonosz przygryzał wargi i podziwiał każdą kroplę na jej delikatnej skórze, cienie rzucane na policzki przez długie rzęsy, złociste loki, wijące się wokół opalonej szyi. Jego wzrok schodził niżej i niżej. Marzył o tym, żeby jej dotknąć. Wyobrażał sobie, że otwiera tajemniczy list, który wrócił na pocztę z dopiskiem „adresat nieznany”, ale kusił misternym pismem, perfekcyjnymi inicjałami rozpoczynającymi imię i nazwisko, ulotnym zapachem zamorskich perfum. Z całych sił powstrzymywał się, żeby nie podbiec do dziewczyny, ale lęk, że cudowny obraz zniknie, a on znowu na swoim rozklekotanym rowerze zadzwoni dzwonkiem, który przywoła tamtą dziewczynę,  skutecznie trzymał go w szuwarach. Nie, to nie może być ona.

Jola Czemiel

fot. Pixabay woeger