Nie mogłem w to uwierzyć. Akurat w momencie, kiedy rozładował mi się telefon, przede mną pojawiła się budka. Zwykła, staroświecka, telefoniczna. Aparat, jak za starych, dobrych czasów znajdował się nad drewnianą półką, zabazgraną długopisami, mazakami i Bóg wie, czym jeszcze. Łańcuch, do którego niegdyś przytwierdzono tzw. Książkę telefoniczną, czyli Rejestr numerów, dyndał smutno, pobrzękując przy każdym moim ruchu w tej niewielkiej przestrzeni. Słuchawka zaczepiona na widełkach zachybotała zachęcająco.
- Halo? – skusiłem się i przycisnąłem ją do ucha. Wyraźny sygnał dał mi do zrozumienia, że aparat działa. Wybrałem jakiś numer, ale nikt się nie zgłosił. Dla żartu wykręciłem trzy szóstki.
- Czego chcesz? – usłyszałem, a słuchawka rozgrzała się do czerwoności. Nie mogłem jej utrzymać w ręku. – Szybciej mów, bo takich jak ty załatwiam w trzy minuty. To czego chcesz?
Przyszła mi do głowy bajka o złotej rybce, więc zapytałem.
- A mam trzy życzenia?
Śmiech, wypełniający budkę, prawie mnie ogłuszył. Zamachałem rękoma i strąciłem na podłogę kapelusz.
- Po pierwsze, ta twoja myśl bardzo mnie rozbawiła. Złota rybka… haha… Po drugie, zgadzam się. Możesz o coś poprosić. Na przykład o nowe auto albo o wypuszczenie z budki – oznajmił głos.
Popchnąłem drzwi, które uchyliły się z lekkością.
- To może nowe auto – rozmarzyłem się.
Drzwi zatrzasnęły się z impetem. Za szybą dostrzegłem lśniącą limuzynę, z której wysiadł szofer i zachęcającym gestem zapraszał mnie do środka. Budka oderwała się od ziemi i uniosła na wysokość kilku metrów. Później zobaczyłem, jak szofer pomachał mi na pożegnanie i tak lecę, i lecę do dziś. Czasem próbuję wykręcić trzy szóstki, żeby to jakoś odkręcić, ale tarcza jest taka gorąca…
na fot. rysunek z komiksu Thomasa Ott