Książki / news

Fragment "Tawerny w małym porcie"

. 3 min czytania . Written by Jolanta Czemiel
Fragment "Tawerny w małym porcie"

Zbliża się lato, więc może znowu ktoś sięgnie po tę powieść. Miłej lektury.

"Do tawerny prowadziło wejście prosto z plaży. Zwykle drzwi były zamknięte i dopiero wtedy, gdy ktoś się usilnie dobijał, Manuela decydowała się je otworzyć. Czasem zapomniała je zamknąć i tak jak dzisiaj, niepożądany gość mógł wparować do środka bez zaproszenia i narobić zamieszania.

Pozostali goście jako stali bywalcy, wchodzili od zaplecza. Tamtych drzwi Manuela nigdy nie zamykała, nawet w nocy, kiedy układała się do snu w pokoiku na piętrze, rozczesując przedtem swoje długie włosy i zaplatając je w warkocz. Mieszkała w nim sama, odkąd pamięta, chociaż Alejandro codziennie robił aluzje odnośnie swoich usług, które delikatnie, aczkolwiek stanowczo odrzucała. Drażniła się z nim tylko w temacie zamknięcia lokalu, który rzekomo plajtował i przynosił straty. Tak naprawdę wystarczało jej na życie, a godziwą sumkę uzbierała pod grubym, słomianym materacem, na którym z tego to właśnie powodu zasypiała z błogą świadomością, że przynajmniej z powodu pieniędzy nie musi się martwić o kolejny dzień.

Mężczyzna z plaży odszedł, a ona wysunęła pieczeń na brzeg piekarnika. Dzisiaj na kolację przyjdą jej ulubieńcy, starała się więc dla nich szczególnie. Do dania głównego poda owsiane bułeczki i zieloną cebulkę z morską solą, a na deser upiecze pączki. Do tego kawa zalewana wrzącym mlekiem i sorbet cytrynowy.

Nieoczekiwanie drzwi od zaplecza skrzypnęły i stanął w nich Alejandro ze skrzynką w ramionach. Wypełniały ją głównie cytryny i cebula, ale Manuela dostrzegła koszyczek z figami, których nie zamawiała. Takie niespodzianki robił jej Alejandro, kiedy o coś zamierzał poprosić. Postanowiła cierpliwie czekać, udając, że wcale nie zauważyła swoich ulubionych owoców i zajęła się sorbetem.

Drzwi skrzypnęły ponownie i dwaj elegancko ubrani mężczyźni przeszli przez kuchnię do sali głównej. Tylko jeden z nich ukłonił się Manueli, szurając przy tym zabawnie butami, drugi zaś warknął złowrogo na Alejandra.

- Lepiej, żebyś mi w drogę nie wchodził – odchylił połę surduta ukazując rewolwer, zatknięty za pas podtrzymujący spodnie.

Alejandro nie odpowiedział wprost, ale źrenice zwęziły mu się niebezpiecznie, przez co jego zielone oczy zaświeciły niczym oczy kota w księżycową noc. Mruknął niezrozumiale kilka słów, co można było uznać za aprobatę, ale równie dobrze, za najgorsze, portowe przekleństwo i zaczął wygarniać żar z przestygłego pieca z taką zaciętością, że kilka niedogaszonych kawałków drewna spadło mu na buty, zostawiając na pamiątkę czarne plamy.

- Ach gdyby Manuelita była z nami, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej – westchnął, odczekawszy wyraźnie na moment, kiedy Manuela wyjdzie z kuchni, żeby rozstawić talerze, które chwilę potem postukiwały głucho o blat dużego, drewnianego stołu.

Kolejni goście cicho przemykali przez kuchnię, obrzucając go takim bądź innym spojrzeniem, czasem pozdrowieniem, czasem niewybrednym wyzwiskiem w stylu: „Ty zakazana mordo”, albo nawet „Won od koryta, ty parszywe stworzenie, jeszcze kogoś zarazisz”, a innym razem, wypłacając mu solidnego kopniaka. Życie w tawernie nie należało do najprzyjemniejszych nawet dla takich istot jak on, ale nigdy się nie skarżył, z jednej strony nie chcąc martwić Manueli, z drugiej, w obawie przed opuszczeniem tego miejsca na zawsze. "

Jola Czemiel