Hieronim przetarł okulary. Już dawno planował je zmienić, ale terminy gonią, a on podjął się tego zadania, żeby podreperować emerycki budżet. Książka, nad którą pracował, wciągnęła go tak mocno, że nie był w stanie skupić się na wyłapywaniu błędów.
- Cholera – zaklął po cichutku, żeby nie obudzić śpiącej obok żony. - Muszę zacząć od początku.
Jego kariera zakończyła się burzliwie, kiedy to burknął do Pani Najjaśniejszej Redaktor i już po tygodniu ta PNR wysłała go na zasłużoną-ajakże-emeryturę. Po kilku dniach od opuszczenia statecznych i statycznych murów wydawnictwa, pan sekretarz zadzwonił, lekko skamląc, z propozycją, gdyż autor poprosił o konkretnego redaktora. Hieronima. Jego osobistą osobistość. Teraz mógł podać własną cenę, a PNR mogła się pocałować z własnym nosem. Jeśli potrafi.
Jednak okulary nie dawały mu spokojnie pracować. Wielokrotnie spadły z nocnej szafki na podłogę i grube rysy, które powstały przez środek jednego ze szkieł, rozszczepiały czytany tekst na pół. Czytać się dało. Skupić – nie. Szturchnął łokciem połowicę, a kiedy ta tylko podniosła siebie i powieki, wcisnął jej laptopa w ręce i czmychnął na kanapę. W końcu od czego ma się żonę?
- Zaraz, a ta druga to kto? – zamruczał moszcząc się pod kocem. Jednak perspektywa podwójnego tempa pracy odciągnęła go od dociekań i Hieronim zasnął jak zwykle snem mocnym i głębokim. Jeszcze nad ranem mlaskał przez sen, jak opowiadała później żona, która kilkakrotnie tej nocy przemierzała drogę z sypialni do kuchni. Podobno przyśniły mu się lody.
Jola Czemiel
obraz Pixabay